czwartek, 2 lutego 2017

Rozdział III

-Słucham? - odpowiedziałam, nie dowierząc własnym uszom. Pani Monika jednak nie odpowiedziała, tylko zdziwiona spojrzała się na mnie i zaczęła iść przed siebie. Czułam jak zalewa mnie zimny pot. "Czy wszyscy na tym świecie zwariowali?' zapytałam samą siebie. Nie pewnym krokiem przeszłam przez ogrodzenie, a następnie przez próg drzwi. Po wejściu do domu, pomimo ciepłego dnia otoczyło mnie chłodne powietrze. Wzięłam koc leżący na sofie i usiadłam na niej. Postanowiłam pooglądać telewizję. W ostatnim czasie powstaje coraz więcej "seriali dokumentarnych", które zadziwiają swoją głupotą. Zazwyczaj je wyśmiewam , jednak tego dnia zdecydowanie potrzebowałam czegoś, co chociaż na chwilę oderwie mnie od rzeczywistości. Wzięłam do ręki pilota i włączyłam telewizor. Odczekałam chwilę, jednak na ekranie nic się nie pokazało. Nacisnęłam przycisk jeszcze raz - znowu nic. Spróbowałam zapalić światło, jednak bez skutku. "Pewnie znowu korki padły" pomyślałam. Wzięłam do ręki telefon, włączyłam latarkę i postanowiłam zejść do piwnicy, sprawdzić co się stało. Od śmierci rodziców starałam się tam nie wchodzić. Kiedy robiłam porządki w ich sypialni i gabinecie taty, wszystkie należące do nich rzeczy spakowałam do pudeł i wyniosłam do piwnicy. Nie umiałam ich wyrzucić. Jestem chyba za bardzo sentymentalna. Bałam się, że za parę lat zacznę zapominać jak wyglądali, jacy byli, a zachowując ich rzeczy zawsze mogłabym, chociaż w minimalnym stopniu, wrócić do tego co było.
 Otworzyłam drzwi i powoli zaczęłam schodzić na dół. Nagle drzwi zamknęły się z hukiem. Podskoczyłam ze strachu. Zaświeciłam przed siebie latarką i zobaczyłam, że okno jest otwarte. "To po prostu zwykły przeciąg, uspokój się". Zaczęłam się śmiać sama z siebie. "No no Tośka, nie sądziłam, że tak łatwo Cię wystraszyć" powiedziałam do siebie w myślach. Podeszłam na skrzynki z korkami. Faktycznie, jeden z nich się przepalił. Na półce stojącej obok skrzynki leżały zapasowe korki. Odwróciłam się by wziąć jeden z nich. Gdy już je znalazłam i odwróciłam się by wymienić przepalony korek na nowy, moja latarka sama się wyłączyła. Próbowałam ją włączyć, ale telefon jakby przestał mnie słuchać. Nagle w całym domu zapaliło się światło. "Co tu się dzieje?" pomyślałam. Spojrzałam przed siebie i zamarłam. Parę metrów przede mną znajdował się czarny jak smoła cień.  Chciałam uciekać jak najszybciej mogę, ale nie mogłam się ruszyć. Cień zaczął się zbliżać w moim kierunku, a ja dalej stałam jak słup soli. Zatrzymał się kilkanaście centymetrów przede mną. Nagle, moje uszy wypełnił przerażający, nieludzki pisk. Zebrałam się w sobie i zaczęłam wbiegać po schodach jak najszybciej umiałam. Chciałam wbiec do swojego pokoju i schować się pod kołdrą, jak wtedy, gdy byłam małą dziewczynką i przyśnił mi się koszmar. Zatrzasnęłam drzwi od piwnicy i pobiegłam do siebie. Usiadłam na łóżku cała się trzęsąc i zaczęłam płakać. Wpadłam w histerię. Chciałam zadzwonić na policję, ale co bym im właściwie powiedziała? "Dzień dobry, w mojej piwnicy jest duch, który prawdopodobnie chce mi coś zrobić, proszę natychmiast przyjechać." Stwierdzili by że zwariowałam i jeszcze zabrali by ode mnie Amelkę, twierdząc, że stanowiłabym dla niej zagrożenie. Trzęsącymi się rękoma wzięłam telefon i postanowiłam zadzwonić do jedynej osoby, która przyszła mi na myśl. Do Janka.
Janek był moim przyjacielem odkąd tylko pamiętam. Poznaliśmy się jeszcze w przedszkolu. Mieszkaliśmy niespełna kilometr od siebie, więc bardzo często się widywaliśmy. Kiedy zostawałam sama w domu na noc, jego rodzice często mnie do siebie zapraszali, żebym nie musiała spędzać nocy w wielkim, pustym domu. Był moim jedynym przyjacielem. Wszystko jednak zmieniło się gdy poszliśmy do liceum. Towarzystwo, w którym zaczęłam się obracać nie przypadło do gustu Jankowi. Mówił mi, że oni mnie niszczą, że wpakują mnie w kłopoty. Ja jednak byłam głucha na jego słowa. Trzy lata temu przyszedł do mnie w moje urodziny. Mieliśmy małą tradycję, że zawsze nasze urodziny spędzaliśmy we wspólnym gronie.
-Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin Tosia! - powiedział z uśmiechem na twarzy, gdy tylko otworzyłam mu drzwi. W jednej ręce trzymał balony a w drugiej prezent.
-Jasiek? - zapytałam, patrząc na niego w półprzytomnym spojrzeniem. - Co ty tutaj robisz?
-No jak to co? Dziś są twoje urodziny, zapomniałaś? Haha, przecież nie mógłbym pozwolić żebyś spędziła je sama - powiedział.
-Ta... No ale widzisz, nie jestem sama - odpowiedziałam. W tym momencie zza moich pleców wynurzył się Piotrek - trzy lata starszy ode mnie chłopak.  Należał do mojej paczki, z którą się wtedy trzymałam.
-Serio Tośka? - zapytał zirytowany, po czym spojrzał mi prosto w oczy. - I oczywiście znowu jesteś na haju, tak? Dziewczyno, czy ty widzisz co oni z tobą robią? Co TY z sobą robisz?
-Z tego co sobie przypominam, to nie jesteś moim ojcem, żeby mnie pouczać - odszczeknęłam.
-Przepraszam bardzo, że się o Ciebie martwię. Jak tak dalej pójdzie zniszczysz sobie życie, czy ty nie możesz tego zrozumieć?
-Stary, przynudzasz. Zjeżdżaj stąd - wtrącił się Piotrek. Nie zareagowałam. Jasiek jeszcze przez chwilę patrzył się na mnie z niedowierzaniem po czym odwrócił się.
-Nie wiem co się z tobą dzieje Tosia... Nie poznaję Cię - rzucił na pożegnanie.
To był ostatni raz kiedy ze sobą rozmawialiśmy. Brakowało mi go, ale wszelkie oznaki tęsknoty topiłam w alkoholu. Jednak tego dnia, po tym co zdarzyło się w piwnicy, nie zastanawiając się wykręciłam jego numer. Odebrał. W telefonie nastała głucha cisza.
-J...Jasiek? - zapytałam po chwili niepewnym głosem.
-Czego chcesz? - usłyszałam w odpowiedzi. Przez chwilę nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa. Czułam, że do oczu ponownie napływają łzy.
-Tośka? Jesteś tam? - zapytał po chwili.
-Czy..czy mógłbyś do mnie przyjechać?
-Co się stało? Ty płaczesz?
-Ja...Ja nie umiem tego wyjaśnić. Jasiek, boję się...
-Zaraz będę - powiedział i rozłączył się. W mieszkaniu panowała absolutna cisza. Czułam się tak, jakby coś mnie zewsząd otaczało, jakby coś obserwowało każdy mój ruch. Siedziałam nieruchoma na łóżku. Bałam się nawet oddychać. Nie wiedziałam co się dzieje, ani dlaczego to się dzieje. Po niespełna piętnastu minutach ktoś zapukał do drzwi od mojego pokoju. Bałam się ruszyć. Zdziwił mnie fakt, że ktoś jest w domu, bo przecież nikt nie mógł przejść przez drzwi wejściowe. "Znowu musiałam nie zamknąć..." pomyślałam. Odruchowo spojrzałam do torebki, klucze leżały na wierzchu. Gdybym je zamknęła, klucze zostawiłabym jak zawsze w zamku. Zostawianie otwartych drzwi było moim złym nawykiem od dziecka. Jasiek dobrze o tym wiedział, niejednokrotnie straszył mnie, że jak nie nauczę się w końcu ich odruchowo zamykać, to w nocy ktoś przyjdzie i mnie okradnie. Gdy byliśmy młodsi, takie straszenie działało, jednak mijały lata, ja wciąż zapominałam zamykać drzwi, a żadny złodziej mnie nie odwiedził.
Zmusiłam się do wstania z łóżka. Otworzyłam drzwi. W progu stał Janek.   Gdy go tylko zobaczyłam znowu się rozpłakałam. Nie byłam w stanie zahamować emocji. Byłam w rozsypce.
-Tosia...Co się stało? - zapytał. Nie byłam w stanie odpowiedzieć. Nie mogłam przestać płakać. Nagle Jasiek przytulił mnie. - Uspokój się. Jestem tu, nic Ci nie grozi - powiedział. Po kilku minutach otrząsnęłam się na tyle, by być w stanie mu opowiedzieć co się stało. Opowiedziałam mu w szczegółach co miało miejsce dzisiaj w piwnicy. Patrzyłam się w przestrzeń. Nie umiałam spojrzeć mu w oczy, bałam się, że mi nie uwierzy i mnie wyśmieje.
-Jasiek... Ja nie wiem co się dzieje. Najpierw Amelia, przekonana, że nasi rodzice żyją, ucieka do lasu i znajduję ją całą poobijaną z zakrwawioną ręką. Mówi mi, że miała racje i pokazuje przed siebie, w miejsce gdzie stoi ten sam cień, który zaatakował mnie dzisiaj w piwnicy. Potem spotykam naszą sąsiadkę, która prosi mnie, żebym pozdrowiła mamę, a kiedy mówię jej, że ona zginęła wraz z ojcem w wypadku samochodowym, zdziwiona odpowiada mi, że widziała mamę w ogródku? Czy wszyscy już kurwa powariowali?
-Tośka... - powiedział niepewnym głosem.
-Nie wierzysz mi... Nie wierzysz mi! Wiedziałam, że tak będzie!
-Tosia, uspokój się. Spójrz na mnie - odpowiedział nienaturalnie spokojnym tonem. - Czy ty... Czy ty dalej coś bierzesz?
Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Byłam przygotowana na to, że mi nie uwierzy, ale nie przypuszczałam, że od razu mnie osądzi. Chociaż w sumie, nie wiem czemu mnie to zdziwiło. Przez ostatnie trzy lata nieustannie ćpałam. Pewnie, gdyby nie wypadek rodziców i to, że stałam się opiekunem Amelki i ponoszę za nią odpowiedzialność, dalej bym ćpała.
-Co?... Naprawdę uważasz, że byłabym w takim stanie po zjaraniu?
-Nie dziw mi się. Przecież dobrze wiesz, co potrafiłaś robić w przeszłości i jak pamiętam trawka nie byłą twoją jedyną przyjaciółką. W tego całego ducha mógłbym jeszcze uwierzyć, ale...
-Ale co?! - zapytałam zdenerwowana.
-Tosia... Ja wiem, że twoi rodzice nie byli wzorem do naśladowania. Wiem, że często się kłóciliście. Wiem, że było Ci ciężko. Ale nie sądzisz, że wmawianie sobie ich śmierci to lekka przesada? - odpowiedział. Nie wierzyłam własnym uszom.
-Jasiek... Jakie wmawianie? Przecież sam byłeś na ich pogrzebie!
-Tośka przestań. Skoro twoja mama nie żyje, to jakim cudem otworzyła mi drzwi?

Sparaliżowało mnie.

środa, 1 lutego 2017

Rozdział II

II
Obok mojej siostry stał, o ile można tak powiedzieć, czarny jak smoła cień. Nie mogłam się ruszyć, nie mogłam krzyczeć, nic nie mogłam zrobić. Stałam całkowicie sparaliżowana przez strach.
-Tosia? Tosia! Co się stało? – usłyszałam głos mojej siostry. Brzmiała tak, jakby zaraz miała się popłakać. Wciąż stałam w miejscu, niezdolna nawet odpowiedzieć mojej siostrze.
-Tosia! Czemu nie cieszysz się, że widzisz mamę? Miałam rację! Tosia!
Co tu się do cholery dzieje... W jednej chwili poczułam przepływającą przeze mnie energię. W ułamku sekundy podbiegłam do siostry i chwyciłam ją za rękę.
-Tosia, czemu uciekasz?! Mama do nas wróciła! Przez Ciebie będzie jej przykro! Już zapomniałaś jak wygląda?! – „Oczywiście że nie zapomniałam. I właśnie dlatego musimy uciekać, bo to co przypałętało się za moją siostrą, z pewnością nie jest mamą” pomyślałam. Moja mała, chudziutka i wątła siostra, nagle zaczęła zapierać się z taką siłą, że nie byłam w stanie zmusić ją do biegu. Upadłam. Miałam ochotę uciec najszybciej jak tylko się da, ale nie mogłam jej tu zostawić. Cień zaczął z niewyobrażalną szybkością zbliżać się do mnie. Więcej nie pamiętam. Straciłam przytomność.

Ocknęłam się w domu. Nie miałam pojęcia jak ja się tu znalazłam, ani od kiedy tu byłam. Za oknem zaczęło świtać. Wstałam i od razu poszłam do pokoju Amelki. Modliłam się, żeby to był tylko sen. Amelia stała przy oknie i patrzyła się w przestrzeń. Odwróciła się do mnie z uśmiechem na buzi.
-Melka.. Jak ja się tu znalazłam?
-Zasnęłaś w lesie. Mama powiedziała, że jesteś bardzo zmęczona i zawiozła nas do domu.
-Ale to przecież nie była mama... – powiedziałam sama do siebie.

Zeszłam na dół zrobić sobie kawę. Czułam się strasznie nieswojo. Tak jakby coś cały czas mnie obserwowało. Jakbym była w obcym mi miejscu, w którym nie powinnam była się znaleźć, a przecież to mój dom. Z rozmyślań wyrwał mnie pisk czajnika. Woda się zagotowała. Zalałam kawę i wyszłam na taras przed domem nacieszyć się promieniami słońca, które tego dnia były wyjątkowo ostre, chociaż było dopiero po szóstej. Obserwowałam jak sąsiedzi zaczęli powoli wychodzić ze swoich domów. Jedni na spacer z psem, inni w pośpiechu wsiadali do samochodów. Pamiętam, jak zawsze o tej godzinie tata wychodził do pracy. Był prawnikiem i to całkiem niezłym. Całe dnie spędzał w pracy. Mamy często w domu w ogóle nie było. Pracowała jako pilot turystyczny. Często byłam na nich zła. Mama wyjeżdżała, tata ciągle przesiadywał w kancelarii. Ja miałam dopiero naście lat, chciałam korzystać z młodości, a zamiast tego musiałam zajmować się małą siostrą i domem. Nie byłam dobrą córką. Buntowałam się. Gdy poszłam do liceum szybko wpadłam w złe towarzystwo. Papierosy, alkohol były moją codziennością. Ale gdyby tylko na tym się skończyło, to nie byłoby w tym nic aż tak szokującego. W końcu tak zachowuję się co najmniej 50% nastolatków. W moim przypadku szybko doszły do tego zestawu inne używki. Palenie trawki na terenie szkoły, wagarowanie w celu spalenia jeszcze większej ilości trawki. Pamiętam jak niejednokrotnie tylko czekałam jak Amelka uśnie, a następnie wychodziłam z domu na imprezę. Wszystko, byleby pokazać swoją niezależność. A przynajmniej tak sobie wmawiałam. Tak naprawdę, chyba wołałam o zwrócenie na mnie uwagi, o jakiekolwiek zainteresowanie. Uwielbiałam momenty kiedy wszyscy byliśmy w domu. Jednak nie dawałam tego po sobie poznać. Wszczynałam awantury, wybiegałam z domu trzaskając drzwiami, a gdy już wybiegłam, jechałam do najbliższego pubu. I nie, nie wracałam na noc do domu. Przynajmniej nie do swojego. Przygodny seks też nie był mi obcy. Chyba potrzebowałam czuć czyjąś bliskość. Chociaż na jedną noc, na te kilkanaście minut uniesienia w łóżku. Jednak szybko przestałam czuć cokolwiek. Nigdy się nie zakochałam. Nie miałam czasu na miłość. Rano szkoła, po szkole opieka nas siostrą, w nocy imprezy. Zabiegane życie, co? Wszystko zmieniło się w tegoroczne wakacje. Była sobota. Wróciłam do domu nad ranem. Amelia powinna wciąż spać, tata miał wyjazd służbowy, a mama jak zawsze była na wycieczce. Nie spodziewałam się, że po przekroczeniu drzwi zastanę całą rodzinkę w komplecie.
-Gdzie ty do cholery jasnej byłaś?!
-M..mama? Co wy tu robicie?
-To my tu zadajemy pytania! - odezwał się ojciec
-Zachowaj te swoje prawnicze gadki do pracy - odpowiedziałam. Nie miałam ochoty ani sił z nimi rozmawiać. Byłam bo całonocnej imprezie, mocno wstawiona i upalona i jedyne czego chciałam to iść spać.
-Jacek.. ona jest pijana - powiedziała moja mama do ojca.
-No Ameryki to ty nie odkryłaś - odpowiedziałam i zaczęłam się śmiać pod nosem. Weszłam po schodach na górę i zamknęłam się w pokoju. Obudziłam się koło 15, o dziwo bez kaca. Zeszłam na dół coś zjeść. W kuchni czekali na mnie rodzice.
-Tośka, co się z Tobą dzieje? - zaczęła mama. "Tak jakby Cię to interesowało" pomyślałam.
-Nic.
-Przychodzisz do domu pijana, śmierdzisz jak popielniczka i nazywasz to niczym?! - odezwał się ojciec.
-Tak,własnie tak to nazywam.
-Zostawiłaś siostrę samą na noc! A co jakby się jej coś stało? To jeszcze dziecko!
-Ona ma już 7 lat, poza tym spała. Nie rozumiem w czym problem.
-Już 7 lat?! Jacek, czy ty ją słyszysz? Całe szczęście, że wróciłam wcześniej z wyjazdu. Myśleliśmy, że coś Ci się stało!
-Tośka, zawiodłem się na tobie. Zostawiłaś 7-letnią siostrę samą w domu. Wiesz czym to się mogło skończyć?
-Biorę przykład z najlepszych - palnęłam
-Słucham? - powiedziała matka. Nic nie odpowiedziałam..
-No dalej! Powiedz nam co miałaś na myśli? - wciąż milczałam, czułam że do oczu napływają mi łzy.
-No słuchamy!
-Co miałam na myśli? Wiecie ile lat miałam kiedy po raz pierwszy zostawiliście mnie na noc samą? Sześć! Byłam jeszcze młodsza od niej. Ale co was to oczywiście obchodzi? Przecież ja mogłam całymi nocami siedzieć sama w domu. Kiedy wszystkie dzieciaki bawiły się na podwórku, ja musiałam uczyć się gotować, żeby nie umrzeć z głodu. Bo co? Bo wy realizowaliście swoją karierę. Nigdy nie było was w domu. Kiedy mama zaszła w ciążę, cieszyłam się. Myślałam, że będzie siedziała w domu i zajmowała się swoimi córkami! Minął rok macierzyńskiego i pstryk, znowu praca była najważniejsza! A ja? Nie dość, że musiałam sama wychować siebie to jeszcze musiałam zająć się wychowywaniem swojej siostry. Kto był przy niej kiedy powiedziała pierwsze słowo? Ty mamo? A może ty tato? Kto był przy niej kiedy postawiła swój pierwszy kroczek? Znowu żadne z was! Więc teraz nie macie żadnego prawa do tego, żeby wytykać mi swoje błędy, kiedy wy popełniliście ich znacznie więcej! A waszym największym błędem było założenie rodziny. Dziękuję, że zrobiliście z mojego życia pieprzony obóz przetrwania! - wykrzyczałam cała zapłakana i pobiegłam do swojego pokoju. Nie wychodziłam z niego przez 2 dni (chyba, że do łazienki). Zarówno mama jak i taka pukali do moich drzwi. Chcieli rozmawiać. Ja nie chciałam na nich patrzeć.
Po dwóch dniach nie mogłam usiedzieć z głodu. W nocy wyszłam z pokoju, żeby coś zjeść. Przy stole siedziała zapłakana mama i tata, próbujący ją pocieszyć.
-Jestem potworną matką... Nie dziwię się, że mnie nienawidzi.
-Ania... Przestań. Popełniliśmy trochę błedów, ale naprawimy to.
-Jak? Jak?! Zwrócimy jej dzieciństwo? Amelka jest jeszcze mała, ale Tośka to już dorosła dziewczyna.
-Przestań...
-Co przestań?! Jacek, spójrz prawdzie w oczy! Zawiedliśmy w roli rodziców i tego straconego czasu już nie odzyskamy.
-Owszem, nie zmienimy tego co było. Ale możemy naprawić nasze błędy. Spójrz, zbliżają się wakacje. Weźmy urlop i wyjedźmy na wakacje, na prawdziwe, rodzinne wakacje. Na przykład do Włoch!
-Byłoby miło - odezwałam się cicho z nieśmiałym uśmiechem na twarzy.

Spojrzałam na zegarek, była już 7.30. "Cholera, muszę zawieźć Melkę do szkoły" pomyślałam. Wbiegłam do domu.
-Amelka! Za 5 minut wychodzimy! - krzyknęłam i pobiegłam do pokoju się ubrać. Amelia czekała na mnie przy drzwiach wymachując w moją stronę lizakiem.
-Zobacz co mama mi kupiła w sklepie! - powiedziała. Udałam, że nie słyszę. Wsiadłyśmy do auta i pojechałyśmy do szkoły. Droga tym razem minęła spokojnie, bez sprzeczek. Odstawiłam Melkę i wróciłam do domu.

-Tosia! Tosia, ale ty wyrosłaś! - usłyszałam. Odwróciłam się i zobaczyłam Panią Monikę. Była koleżanką mamy, przeprowadziła się do Anglii 3 lata temu i wtedy też widziałam ją po raz ostatni.
-Dzień dobry! Przyjechała Pani w odwiedziny?
-Nie do końca - powiedziała z uśmiechem na twarzy - Stęskniłam się trochę za Polską. Wróciłam na stałe!
-To super! - odpowiedziałam. Chciałam, żeby zabrzmiało to szczerze, ale trudno było mi ukryć zdziwienie. W Anglii, z tego co mówiła mi kiedyś mama, miała pracę z wysokim stanowiskiem i zdecydowanie płatnym o niebo lepiej, niż kiedykolwiek w Polsce będzie mogła sobie zapewnić. Chyba wyczuła moje zdziwienie.
-Ja wiem, wiem. Wy młodzi tego nie zrozumiecie, jednak my starci, tęsknimy za rodzinnymi stronami. No nic, cieszę się, że się spotkałyśmy. Spieszę się na rozmowę o pracę. Pozdrów mamę?
-Słucham? - powiedziałam zszokowana - To Pani nie wie, że... że mama nie żyje? Zginęła z tatą w wypadku samochodowym 2 miesiące temu...

-Co ty wygadujesz? Przecież przed chwilą widziałam Twoją mamę w waszym ogrodzie! - odpowiedziała.
********
Ja na portalu www.opowi.pl
http://www.opowi.pl/katalog

Rozdział I

I

Jestem w lesie. Biegnę, biegnę i chociaż tak bardzo chcę się zatrzymać, nie mogę. Coś mnie goni, ale nie mogę odwrócić się, by sprawdzić co. Tak jakby ktoś założył mi na szyję kolczatkę, by przy każdym ruchu głowy przenikał mnie przerażający ból. Nagle czuję na karku zimny, niczym mroźny podmuch wiatru zimą, oddech. Paraliżuje mnie strach, ale mimo to, wciąż nie mogę się zatrzymać. Dalej biegnę, tylko teraz z zamkniętymi oczami. Boję się, że gdy je otworzę zobaczę coś, czego raczej wolałabym nie widzieć. Potykam się o stary, spróchniały pień drzewa. Upadam. Próbuję się podnieść, ale nie mogę. Czuję, jak ból w kolanie z każdą sekundą narasta. Mija najdłuższa minuta w moim życiu, zanim odważam się otworzyć oczy. Jedyne co widzę to ciemność. Podnoszę powoli głowę do góry, by spojrzeć na niebo, z nadzieją, że cokolwiek mi to pomoże. Zamieram ze strachu. Zamiast nieba widzę dziesiątki wisielców na gałęziach drzew. Moja głowa mimowolnie odwraca się w lewą stronę. Widzę pustą linę, a pod drzewem świeżo wbity krzyż. "To Twój nowy dom" odzywa się głos zza moich pleców.

Obudziłam się w środku nocy z krzykiem. Rozpłakałam się jak mała dziewczynka, chociaż mam już 20 lat. Spojrzałam na telefon. 22 września, godzina 3.15. Dzisiaj mijają 2 miesiące od śmierci moich rodziców. Zginęli w wypadku samochodowym. Sprawca uciekł i do tej pory policja nie może go odnaleźć. Krew mnie zalewa jak pomyślę, że być może, gdyby się zatrzymał i im pomógł wciąż by żyli. Ale ten skurwysyn musiał uciec jak zwyczajny tchórz. Wstaję z łóżka, cała zapłakana i idę do kuchni zrobić sobie kawę. Wiem, że już nie zasnę. Zaglądam do pokoju mojej 7-letniej siostry. Uśmiecham się mimowolnie widząc, jak smacznie śpi wtulona do swojej ulubionej maskotki, którą dostała od taty na siódme urodziny. Cichutko podchodzę do jej łóżka i przykrywam ją dokładnie kołdrą. Mój wzrok przykuwa zdjęcie stojące na jej biurku. Mama, tata, Amelka i ja. Zdjęcie z tegorocznych wakacji w Mirabilandii we Włoszech. Wszyscy byliśmy tacy szczęśliwi. Kto by pomyślał, że w przeciągu 3 miesięcy wszystko się tak zmieni. Czuję jak łzy z powrotem napływają mi do oczu. Po cichu wychodzę z pokoju siostry i idę do kuchni.
Nim się spostrzegłam była już 7.00. Poszłam do pokoju Amelki sprawdzić czy już się obudziła, a następnie z powrotem do kuchni zrobić dla niej kanapki do szkoły. Po 30 minutach wsiadłyśmy do samochodu. Całą drogę do szkoły Amelia mnie zagadywała. Opowiadała, co ją dzisiaj czeka w szkole, że ma pierwszą klasówkę z matematyki, że wychowawczyni ją bardzo lubi i chwali. Wiem, że teraz jak nigdy wcześniej potrzebuje obecności swojej starszej siostry. Chociaż tak bardzo chciałabym ją przytulić, móc jak dawniej z nią rozmawiać i śmiać się, nie mogę. Jest tak cholernie podobna do mamy. Te same włosy, oczy, nos, nawet uśmiech ten sam. Modlę się, żeby to było tylko chwilowe. Straciłyśmy już rodziców, nie możemy stracić jeszcze siebie.
-Tooooooosia! - z rozważań wyrywa mnie wołanie mojej siostry.
- Co się stało?
-Od 5 minut pytam się czy możesz mi dać 3zł do sklepiku?
-Na co potrzebujesz 3zł?
-Na batonik. Mama mi zawsze dawała. Jak mi nie dasz to naskarżę jej, jak wróci z tatą z wakacji!
Zamarłam. Ona nic nie pojmuje. Czułam jak napływają mi łzy do oczu. Wyciągnęłam portfel i dałam jej to 3zł, błagając żeby już wysiadła.
-Dziękuję! Mama na pewno Cię pochwali jak wrócą i...
-Czy ty nie rozumiesz, że oni już nie wrócą?! Oni nie są na wakacjach, oni nie... - Ty idiotko! Co ty robisz... Spojrzałam na twarz mojej małej siostrzyczki. Widziałam jak łzy spływają jej po policzkach..
-WCALE ŻE NIE! Oni wrócą i to już niedługo! Mama mi powiedziała, że niedługo się zobaczymy! Ty nic nie wiesz! Nienawidzę Cię! - krzyknęła wysiadając z auta. "Brawo Tośka. Oficjalnie jesteś najgorszą siostrą na tym pieprzonym świecie." Nie wiem co mnie opętało. Od 2 miesięcy staram się jak tylko mogę i teraz co? Wybuchłam płaczem.
-Przepraszam Mela... Obiecuję, że to był pierwszy i ostatni raz. -powiedziałam szeptem sama do siebie. Cała zapłakana wróciłam do domu. Położyłam się na kanapie w salonie. Nie mogłam przestać płakać. W głowie wciąż słyszałam głos mojej siostry. "Oni wrócą i to już niedługo! Mama mi powiedziała, że niedługo się zobaczymy! Ty nic nie...". Chwila, jak mama mogła jej cokolwiek powiedzieć? Przecież ona... Amelka musiała sobie znowu coś wymyślić.. Od dziecka w ten sposób sobie radziła z problemami. Jak zdechł nasz pies, ciągle biegała po podwórku i udawała, że on za nią biegnie. Jak zmarł dziadek, siedziała godzinami przed telewizorem i oglądała bajkę, którą zawsze razem z nim oglądała, a gdy prosiliśmy ją, żeby odeszła od telewizora, mówiła:
-Nie widzicie, że oglądam coś z dziadkiem? Lekcje zrobię, jak dziadek już pójdzie! - Rodzice byli z nią nawet u psychologa, bo zaczęli się niepokoić, gdy w swoje 5 urodziny Amelka dziękowała komuś za życzenia w swoim pokoju, a gdy mama zapytała się jej z kim rozmawia, powiedziała, że dziadek ją odwiedził...
Nim się zorientowałam - zasnęłam. Śniła mi się mama. Była tak piękna jak za życia, ale jedną rzecz zauważyłam od razu. Nie uśmiechała się. Była smutna, miała zmęczone oczy. Chciałam do niej podejść, przytulić, odezwać się, ale nie mogłam. Wołałam ją, ale żaden dźwięk się ze mnie nie wydobył. Jakbym była w próżni.
Obudziłam się. Wzięłam do ręki telefon i zdębiałam. Była już 17. Amelia powinna być od 4 godzin w domu. Pobiegłam do jej pokoju, modląc się, żeby tam była, lecz jej tam nie znalazłam. Wzięłam telefon, zadzwoniłam do niej ale nie było sygnału. Założyłam na siebie kurtkę, wsiadłam w samochód i jechałam przed siebie. Zadzwoniłam do wychowawczyni Amelki, zapytać się, o której wyszła ze szkoły. O 12.30.
-Czy mówiła Pani czy idzie prosto do domu?
-Nic nie wspomniała, ale cały dzień bardzo dziwnie się zachowywała. Powiedziała, że jej siostra nic nie wie i nic nie rozumie i że w lesie znajdzie dowód na to że ma rację. Nic z tego nie rozumiem. A co? Nie ma jej jeszcze w domu?
-Gdyby była to chyba bym do Pani nie dzwoniła prawda? - Nagle mnie olśniło. Amelka od dziecka kochała przyrodę, dlatego rodzice często zabierali ją na spacery do pobliskiego lasu. „Może tam ją znajdę..” Rozłączyłam telefon, gwałtownie zawróciłam, łamiąc przy tym jakieś 3 przepisy i pojechałam do lasu. Gdy tylko wysiadłam z samochodu pobiegłam przed siebie. Biegałam szukając Amelii przez dobrą godzinę, ale wciąż jej nie znalazłam. Byłam wykończona, wszystkie mięśnie mnie bolały, ale wiedziałam, że nie mogę się zatrzymać. "Nigdy sobie nie wybaczę jak jej się coś stanie. To wszystko moja wina!" Zaczęło się ściemniać. Było około godziny 19, gdy zobaczyłam w leśnym mroku różową kurtkę mojej siostry. Zawołałam ją najgłośniej jak tylko potrafiłam. Oczy miałam zalane łzami. Potknęłam się o spróchniały pień drzewa. Chciałam się podnieść by dobiec do mojej siostry, lecz nie mogłam. Miałam całe pozdzierane kolana i zwichniętą kostkę. Podniosłam głowę by spojrzeć przed siebie i ponownie zawołać jak najgłośniej moją małą siostrzyczkę. Amelia stała przede mną. Była cała poobijana. Krew leciała jej strumieniem z ręki.
-Widzisz? Miałam rację! - powiedziała do mnie z wielkim uśmiechem na twarzy, wskazując palcem gdzieś przed siebie. Spojrzałam, mimowolnie odwracając głowę w lewą stronę, we wskazane przez siostrę miejsce. Zamarłam ze strachu.

*************
Zapraszam do odsłuchu wersji na YT nagranej razem z Esawerr'em :) klik