środa, 1 lutego 2017

Rozdział I

I

Jestem w lesie. Biegnę, biegnę i chociaż tak bardzo chcę się zatrzymać, nie mogę. Coś mnie goni, ale nie mogę odwrócić się, by sprawdzić co. Tak jakby ktoś założył mi na szyję kolczatkę, by przy każdym ruchu głowy przenikał mnie przerażający ból. Nagle czuję na karku zimny, niczym mroźny podmuch wiatru zimą, oddech. Paraliżuje mnie strach, ale mimo to, wciąż nie mogę się zatrzymać. Dalej biegnę, tylko teraz z zamkniętymi oczami. Boję się, że gdy je otworzę zobaczę coś, czego raczej wolałabym nie widzieć. Potykam się o stary, spróchniały pień drzewa. Upadam. Próbuję się podnieść, ale nie mogę. Czuję, jak ból w kolanie z każdą sekundą narasta. Mija najdłuższa minuta w moim życiu, zanim odważam się otworzyć oczy. Jedyne co widzę to ciemność. Podnoszę powoli głowę do góry, by spojrzeć na niebo, z nadzieją, że cokolwiek mi to pomoże. Zamieram ze strachu. Zamiast nieba widzę dziesiątki wisielców na gałęziach drzew. Moja głowa mimowolnie odwraca się w lewą stronę. Widzę pustą linę, a pod drzewem świeżo wbity krzyż. "To Twój nowy dom" odzywa się głos zza moich pleców.

Obudziłam się w środku nocy z krzykiem. Rozpłakałam się jak mała dziewczynka, chociaż mam już 20 lat. Spojrzałam na telefon. 22 września, godzina 3.15. Dzisiaj mijają 2 miesiące od śmierci moich rodziców. Zginęli w wypadku samochodowym. Sprawca uciekł i do tej pory policja nie może go odnaleźć. Krew mnie zalewa jak pomyślę, że być może, gdyby się zatrzymał i im pomógł wciąż by żyli. Ale ten skurwysyn musiał uciec jak zwyczajny tchórz. Wstaję z łóżka, cała zapłakana i idę do kuchni zrobić sobie kawę. Wiem, że już nie zasnę. Zaglądam do pokoju mojej 7-letniej siostry. Uśmiecham się mimowolnie widząc, jak smacznie śpi wtulona do swojej ulubionej maskotki, którą dostała od taty na siódme urodziny. Cichutko podchodzę do jej łóżka i przykrywam ją dokładnie kołdrą. Mój wzrok przykuwa zdjęcie stojące na jej biurku. Mama, tata, Amelka i ja. Zdjęcie z tegorocznych wakacji w Mirabilandii we Włoszech. Wszyscy byliśmy tacy szczęśliwi. Kto by pomyślał, że w przeciągu 3 miesięcy wszystko się tak zmieni. Czuję jak łzy z powrotem napływają mi do oczu. Po cichu wychodzę z pokoju siostry i idę do kuchni.
Nim się spostrzegłam była już 7.00. Poszłam do pokoju Amelki sprawdzić czy już się obudziła, a następnie z powrotem do kuchni zrobić dla niej kanapki do szkoły. Po 30 minutach wsiadłyśmy do samochodu. Całą drogę do szkoły Amelia mnie zagadywała. Opowiadała, co ją dzisiaj czeka w szkole, że ma pierwszą klasówkę z matematyki, że wychowawczyni ją bardzo lubi i chwali. Wiem, że teraz jak nigdy wcześniej potrzebuje obecności swojej starszej siostry. Chociaż tak bardzo chciałabym ją przytulić, móc jak dawniej z nią rozmawiać i śmiać się, nie mogę. Jest tak cholernie podobna do mamy. Te same włosy, oczy, nos, nawet uśmiech ten sam. Modlę się, żeby to było tylko chwilowe. Straciłyśmy już rodziców, nie możemy stracić jeszcze siebie.
-Tooooooosia! - z rozważań wyrywa mnie wołanie mojej siostry.
- Co się stało?
-Od 5 minut pytam się czy możesz mi dać 3zł do sklepiku?
-Na co potrzebujesz 3zł?
-Na batonik. Mama mi zawsze dawała. Jak mi nie dasz to naskarżę jej, jak wróci z tatą z wakacji!
Zamarłam. Ona nic nie pojmuje. Czułam jak napływają mi łzy do oczu. Wyciągnęłam portfel i dałam jej to 3zł, błagając żeby już wysiadła.
-Dziękuję! Mama na pewno Cię pochwali jak wrócą i...
-Czy ty nie rozumiesz, że oni już nie wrócą?! Oni nie są na wakacjach, oni nie... - Ty idiotko! Co ty robisz... Spojrzałam na twarz mojej małej siostrzyczki. Widziałam jak łzy spływają jej po policzkach..
-WCALE ŻE NIE! Oni wrócą i to już niedługo! Mama mi powiedziała, że niedługo się zobaczymy! Ty nic nie wiesz! Nienawidzę Cię! - krzyknęła wysiadając z auta. "Brawo Tośka. Oficjalnie jesteś najgorszą siostrą na tym pieprzonym świecie." Nie wiem co mnie opętało. Od 2 miesięcy staram się jak tylko mogę i teraz co? Wybuchłam płaczem.
-Przepraszam Mela... Obiecuję, że to był pierwszy i ostatni raz. -powiedziałam szeptem sama do siebie. Cała zapłakana wróciłam do domu. Położyłam się na kanapie w salonie. Nie mogłam przestać płakać. W głowie wciąż słyszałam głos mojej siostry. "Oni wrócą i to już niedługo! Mama mi powiedziała, że niedługo się zobaczymy! Ty nic nie...". Chwila, jak mama mogła jej cokolwiek powiedzieć? Przecież ona... Amelka musiała sobie znowu coś wymyślić.. Od dziecka w ten sposób sobie radziła z problemami. Jak zdechł nasz pies, ciągle biegała po podwórku i udawała, że on za nią biegnie. Jak zmarł dziadek, siedziała godzinami przed telewizorem i oglądała bajkę, którą zawsze razem z nim oglądała, a gdy prosiliśmy ją, żeby odeszła od telewizora, mówiła:
-Nie widzicie, że oglądam coś z dziadkiem? Lekcje zrobię, jak dziadek już pójdzie! - Rodzice byli z nią nawet u psychologa, bo zaczęli się niepokoić, gdy w swoje 5 urodziny Amelka dziękowała komuś za życzenia w swoim pokoju, a gdy mama zapytała się jej z kim rozmawia, powiedziała, że dziadek ją odwiedził...
Nim się zorientowałam - zasnęłam. Śniła mi się mama. Była tak piękna jak za życia, ale jedną rzecz zauważyłam od razu. Nie uśmiechała się. Była smutna, miała zmęczone oczy. Chciałam do niej podejść, przytulić, odezwać się, ale nie mogłam. Wołałam ją, ale żaden dźwięk się ze mnie nie wydobył. Jakbym była w próżni.
Obudziłam się. Wzięłam do ręki telefon i zdębiałam. Była już 17. Amelia powinna być od 4 godzin w domu. Pobiegłam do jej pokoju, modląc się, żeby tam była, lecz jej tam nie znalazłam. Wzięłam telefon, zadzwoniłam do niej ale nie było sygnału. Założyłam na siebie kurtkę, wsiadłam w samochód i jechałam przed siebie. Zadzwoniłam do wychowawczyni Amelki, zapytać się, o której wyszła ze szkoły. O 12.30.
-Czy mówiła Pani czy idzie prosto do domu?
-Nic nie wspomniała, ale cały dzień bardzo dziwnie się zachowywała. Powiedziała, że jej siostra nic nie wie i nic nie rozumie i że w lesie znajdzie dowód na to że ma rację. Nic z tego nie rozumiem. A co? Nie ma jej jeszcze w domu?
-Gdyby była to chyba bym do Pani nie dzwoniła prawda? - Nagle mnie olśniło. Amelka od dziecka kochała przyrodę, dlatego rodzice często zabierali ją na spacery do pobliskiego lasu. „Może tam ją znajdę..” Rozłączyłam telefon, gwałtownie zawróciłam, łamiąc przy tym jakieś 3 przepisy i pojechałam do lasu. Gdy tylko wysiadłam z samochodu pobiegłam przed siebie. Biegałam szukając Amelii przez dobrą godzinę, ale wciąż jej nie znalazłam. Byłam wykończona, wszystkie mięśnie mnie bolały, ale wiedziałam, że nie mogę się zatrzymać. "Nigdy sobie nie wybaczę jak jej się coś stanie. To wszystko moja wina!" Zaczęło się ściemniać. Było około godziny 19, gdy zobaczyłam w leśnym mroku różową kurtkę mojej siostry. Zawołałam ją najgłośniej jak tylko potrafiłam. Oczy miałam zalane łzami. Potknęłam się o spróchniały pień drzewa. Chciałam się podnieść by dobiec do mojej siostry, lecz nie mogłam. Miałam całe pozdzierane kolana i zwichniętą kostkę. Podniosłam głowę by spojrzeć przed siebie i ponownie zawołać jak najgłośniej moją małą siostrzyczkę. Amelia stała przede mną. Była cała poobijana. Krew leciała jej strumieniem z ręki.
-Widzisz? Miałam rację! - powiedziała do mnie z wielkim uśmiechem na twarzy, wskazując palcem gdzieś przed siebie. Spojrzałam, mimowolnie odwracając głowę w lewą stronę, we wskazane przez siostrę miejsce. Zamarłam ze strachu.

*************
Zapraszam do odsłuchu wersji na YT nagranej razem z Esawerr'em :) klik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz