środa, 1 lutego 2017

Rozdział II

II
Obok mojej siostry stał, o ile można tak powiedzieć, czarny jak smoła cień. Nie mogłam się ruszyć, nie mogłam krzyczeć, nic nie mogłam zrobić. Stałam całkowicie sparaliżowana przez strach.
-Tosia? Tosia! Co się stało? – usłyszałam głos mojej siostry. Brzmiała tak, jakby zaraz miała się popłakać. Wciąż stałam w miejscu, niezdolna nawet odpowiedzieć mojej siostrze.
-Tosia! Czemu nie cieszysz się, że widzisz mamę? Miałam rację! Tosia!
Co tu się do cholery dzieje... W jednej chwili poczułam przepływającą przeze mnie energię. W ułamku sekundy podbiegłam do siostry i chwyciłam ją za rękę.
-Tosia, czemu uciekasz?! Mama do nas wróciła! Przez Ciebie będzie jej przykro! Już zapomniałaś jak wygląda?! – „Oczywiście że nie zapomniałam. I właśnie dlatego musimy uciekać, bo to co przypałętało się za moją siostrą, z pewnością nie jest mamą” pomyślałam. Moja mała, chudziutka i wątła siostra, nagle zaczęła zapierać się z taką siłą, że nie byłam w stanie zmusić ją do biegu. Upadłam. Miałam ochotę uciec najszybciej jak tylko się da, ale nie mogłam jej tu zostawić. Cień zaczął z niewyobrażalną szybkością zbliżać się do mnie. Więcej nie pamiętam. Straciłam przytomność.

Ocknęłam się w domu. Nie miałam pojęcia jak ja się tu znalazłam, ani od kiedy tu byłam. Za oknem zaczęło świtać. Wstałam i od razu poszłam do pokoju Amelki. Modliłam się, żeby to był tylko sen. Amelia stała przy oknie i patrzyła się w przestrzeń. Odwróciła się do mnie z uśmiechem na buzi.
-Melka.. Jak ja się tu znalazłam?
-Zasnęłaś w lesie. Mama powiedziała, że jesteś bardzo zmęczona i zawiozła nas do domu.
-Ale to przecież nie była mama... – powiedziałam sama do siebie.

Zeszłam na dół zrobić sobie kawę. Czułam się strasznie nieswojo. Tak jakby coś cały czas mnie obserwowało. Jakbym była w obcym mi miejscu, w którym nie powinnam była się znaleźć, a przecież to mój dom. Z rozmyślań wyrwał mnie pisk czajnika. Woda się zagotowała. Zalałam kawę i wyszłam na taras przed domem nacieszyć się promieniami słońca, które tego dnia były wyjątkowo ostre, chociaż było dopiero po szóstej. Obserwowałam jak sąsiedzi zaczęli powoli wychodzić ze swoich domów. Jedni na spacer z psem, inni w pośpiechu wsiadali do samochodów. Pamiętam, jak zawsze o tej godzinie tata wychodził do pracy. Był prawnikiem i to całkiem niezłym. Całe dnie spędzał w pracy. Mamy często w domu w ogóle nie było. Pracowała jako pilot turystyczny. Często byłam na nich zła. Mama wyjeżdżała, tata ciągle przesiadywał w kancelarii. Ja miałam dopiero naście lat, chciałam korzystać z młodości, a zamiast tego musiałam zajmować się małą siostrą i domem. Nie byłam dobrą córką. Buntowałam się. Gdy poszłam do liceum szybko wpadłam w złe towarzystwo. Papierosy, alkohol były moją codziennością. Ale gdyby tylko na tym się skończyło, to nie byłoby w tym nic aż tak szokującego. W końcu tak zachowuję się co najmniej 50% nastolatków. W moim przypadku szybko doszły do tego zestawu inne używki. Palenie trawki na terenie szkoły, wagarowanie w celu spalenia jeszcze większej ilości trawki. Pamiętam jak niejednokrotnie tylko czekałam jak Amelka uśnie, a następnie wychodziłam z domu na imprezę. Wszystko, byleby pokazać swoją niezależność. A przynajmniej tak sobie wmawiałam. Tak naprawdę, chyba wołałam o zwrócenie na mnie uwagi, o jakiekolwiek zainteresowanie. Uwielbiałam momenty kiedy wszyscy byliśmy w domu. Jednak nie dawałam tego po sobie poznać. Wszczynałam awantury, wybiegałam z domu trzaskając drzwiami, a gdy już wybiegłam, jechałam do najbliższego pubu. I nie, nie wracałam na noc do domu. Przynajmniej nie do swojego. Przygodny seks też nie był mi obcy. Chyba potrzebowałam czuć czyjąś bliskość. Chociaż na jedną noc, na te kilkanaście minut uniesienia w łóżku. Jednak szybko przestałam czuć cokolwiek. Nigdy się nie zakochałam. Nie miałam czasu na miłość. Rano szkoła, po szkole opieka nas siostrą, w nocy imprezy. Zabiegane życie, co? Wszystko zmieniło się w tegoroczne wakacje. Była sobota. Wróciłam do domu nad ranem. Amelia powinna wciąż spać, tata miał wyjazd służbowy, a mama jak zawsze była na wycieczce. Nie spodziewałam się, że po przekroczeniu drzwi zastanę całą rodzinkę w komplecie.
-Gdzie ty do cholery jasnej byłaś?!
-M..mama? Co wy tu robicie?
-To my tu zadajemy pytania! - odezwał się ojciec
-Zachowaj te swoje prawnicze gadki do pracy - odpowiedziałam. Nie miałam ochoty ani sił z nimi rozmawiać. Byłam bo całonocnej imprezie, mocno wstawiona i upalona i jedyne czego chciałam to iść spać.
-Jacek.. ona jest pijana - powiedziała moja mama do ojca.
-No Ameryki to ty nie odkryłaś - odpowiedziałam i zaczęłam się śmiać pod nosem. Weszłam po schodach na górę i zamknęłam się w pokoju. Obudziłam się koło 15, o dziwo bez kaca. Zeszłam na dół coś zjeść. W kuchni czekali na mnie rodzice.
-Tośka, co się z Tobą dzieje? - zaczęła mama. "Tak jakby Cię to interesowało" pomyślałam.
-Nic.
-Przychodzisz do domu pijana, śmierdzisz jak popielniczka i nazywasz to niczym?! - odezwał się ojciec.
-Tak,własnie tak to nazywam.
-Zostawiłaś siostrę samą na noc! A co jakby się jej coś stało? To jeszcze dziecko!
-Ona ma już 7 lat, poza tym spała. Nie rozumiem w czym problem.
-Już 7 lat?! Jacek, czy ty ją słyszysz? Całe szczęście, że wróciłam wcześniej z wyjazdu. Myśleliśmy, że coś Ci się stało!
-Tośka, zawiodłem się na tobie. Zostawiłaś 7-letnią siostrę samą w domu. Wiesz czym to się mogło skończyć?
-Biorę przykład z najlepszych - palnęłam
-Słucham? - powiedziała matka. Nic nie odpowiedziałam..
-No dalej! Powiedz nam co miałaś na myśli? - wciąż milczałam, czułam że do oczu napływają mi łzy.
-No słuchamy!
-Co miałam na myśli? Wiecie ile lat miałam kiedy po raz pierwszy zostawiliście mnie na noc samą? Sześć! Byłam jeszcze młodsza od niej. Ale co was to oczywiście obchodzi? Przecież ja mogłam całymi nocami siedzieć sama w domu. Kiedy wszystkie dzieciaki bawiły się na podwórku, ja musiałam uczyć się gotować, żeby nie umrzeć z głodu. Bo co? Bo wy realizowaliście swoją karierę. Nigdy nie było was w domu. Kiedy mama zaszła w ciążę, cieszyłam się. Myślałam, że będzie siedziała w domu i zajmowała się swoimi córkami! Minął rok macierzyńskiego i pstryk, znowu praca była najważniejsza! A ja? Nie dość, że musiałam sama wychować siebie to jeszcze musiałam zająć się wychowywaniem swojej siostry. Kto był przy niej kiedy powiedziała pierwsze słowo? Ty mamo? A może ty tato? Kto był przy niej kiedy postawiła swój pierwszy kroczek? Znowu żadne z was! Więc teraz nie macie żadnego prawa do tego, żeby wytykać mi swoje błędy, kiedy wy popełniliście ich znacznie więcej! A waszym największym błędem było założenie rodziny. Dziękuję, że zrobiliście z mojego życia pieprzony obóz przetrwania! - wykrzyczałam cała zapłakana i pobiegłam do swojego pokoju. Nie wychodziłam z niego przez 2 dni (chyba, że do łazienki). Zarówno mama jak i taka pukali do moich drzwi. Chcieli rozmawiać. Ja nie chciałam na nich patrzeć.
Po dwóch dniach nie mogłam usiedzieć z głodu. W nocy wyszłam z pokoju, żeby coś zjeść. Przy stole siedziała zapłakana mama i tata, próbujący ją pocieszyć.
-Jestem potworną matką... Nie dziwię się, że mnie nienawidzi.
-Ania... Przestań. Popełniliśmy trochę błedów, ale naprawimy to.
-Jak? Jak?! Zwrócimy jej dzieciństwo? Amelka jest jeszcze mała, ale Tośka to już dorosła dziewczyna.
-Przestań...
-Co przestań?! Jacek, spójrz prawdzie w oczy! Zawiedliśmy w roli rodziców i tego straconego czasu już nie odzyskamy.
-Owszem, nie zmienimy tego co było. Ale możemy naprawić nasze błędy. Spójrz, zbliżają się wakacje. Weźmy urlop i wyjedźmy na wakacje, na prawdziwe, rodzinne wakacje. Na przykład do Włoch!
-Byłoby miło - odezwałam się cicho z nieśmiałym uśmiechem na twarzy.

Spojrzałam na zegarek, była już 7.30. "Cholera, muszę zawieźć Melkę do szkoły" pomyślałam. Wbiegłam do domu.
-Amelka! Za 5 minut wychodzimy! - krzyknęłam i pobiegłam do pokoju się ubrać. Amelia czekała na mnie przy drzwiach wymachując w moją stronę lizakiem.
-Zobacz co mama mi kupiła w sklepie! - powiedziała. Udałam, że nie słyszę. Wsiadłyśmy do auta i pojechałyśmy do szkoły. Droga tym razem minęła spokojnie, bez sprzeczek. Odstawiłam Melkę i wróciłam do domu.

-Tosia! Tosia, ale ty wyrosłaś! - usłyszałam. Odwróciłam się i zobaczyłam Panią Monikę. Była koleżanką mamy, przeprowadziła się do Anglii 3 lata temu i wtedy też widziałam ją po raz ostatni.
-Dzień dobry! Przyjechała Pani w odwiedziny?
-Nie do końca - powiedziała z uśmiechem na twarzy - Stęskniłam się trochę za Polską. Wróciłam na stałe!
-To super! - odpowiedziałam. Chciałam, żeby zabrzmiało to szczerze, ale trudno było mi ukryć zdziwienie. W Anglii, z tego co mówiła mi kiedyś mama, miała pracę z wysokim stanowiskiem i zdecydowanie płatnym o niebo lepiej, niż kiedykolwiek w Polsce będzie mogła sobie zapewnić. Chyba wyczuła moje zdziwienie.
-Ja wiem, wiem. Wy młodzi tego nie zrozumiecie, jednak my starci, tęsknimy za rodzinnymi stronami. No nic, cieszę się, że się spotkałyśmy. Spieszę się na rozmowę o pracę. Pozdrów mamę?
-Słucham? - powiedziałam zszokowana - To Pani nie wie, że... że mama nie żyje? Zginęła z tatą w wypadku samochodowym 2 miesiące temu...

-Co ty wygadujesz? Przecież przed chwilą widziałam Twoją mamę w waszym ogrodzie! - odpowiedziała.
********
Ja na portalu www.opowi.pl
http://www.opowi.pl/katalog

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz